Tokio metafizyczne
Tokio jest niezwykłe. Jakby miało wiele nakładających się na siebie i zazębiających 'warstw'. Można je zwiedzać nie tylko w tej fizycznie architekrotnicznej i namacalnej przestrzeni, ale też w wymiarze metafizycznym. Boczne odgałęzienia od większej ulicy zdają się żyć własnym życiem i prowadzić przechodnia wprost do alternatywnej rzeczywistości.
Gęsto zawieszone przewody elektryczne na tle ciemniejącego nieba, pogrążone w cichym mroku niewielkie domy, wąskie przejścia między nimi... Przechadzająca się para z pieskiem, która kilkakrotnie kłaniała mi się, powtarzając 'arigato gozaimas' ponieważ pozwoliłam pieskowi obwąchać nogawki swoich dżinsów. Właśnie w jednej z takich klimatycznych, skąpo oświetlonych uliczek na Hatsudai mieści się Gallery Zaroff. Czekała tam na nas wystawa z okazji 25 - lecia istnienia firmy Moi-même-Moitié.
Niesamowite było to, że wystawa była tam otwarta przez kilka dni, akurat w czasie naszego pobytu w Tokio. Cudowny przypadek czy przeznaczenie? Pozostawię to bez odpowiedzi. Moi-même-Moitie to firma specjalizująca się w strojach i dodatkach w stylu gotyckiej lolity, w jakim od prawie już pięciu lat ubiera się moja córka, natomiast twórca marki, Mana, jest dla niej tym, kim dla mnie jest hide z X Japan. Kilka lat temu, w prezencie urodzinowym dla mego dziecięcia namalowałam nawet jego portret.
Mana to tajemniczy, genialny muzyk, założyciel zespołu Malice Mizer ( który również bardzo lubię, szczególnie z czasów Gackta jako wokalisty), następnie zespołu Moi dix Mois oraz wspomnianej firmy odzieżowej. Mana (nie wiadomo, jakie jest jego prawdziwe imię i nazwisko) milczy podczas publicznych wystąpień i nosi się w stylu gotyckiej lolity. Jest to dość popularne w japońskim nurcie muzyczno-wizerunkowym visual kei, w którym mężczyźni często przekraczają granice płci, tworząc swoje unikatowe, sceniczne alter ego. Zainteresowanym tematem polecam moją 'biblię' - książkę autorstwa wspaniałej Lily (Klaudii) Adamowicz pt. : 'Wizerunek mężczyzny w visual kei'.
Gallery Zaroff to miejsce magiczne, o niezwykłej aurze. Na parterze znajduje się niewielka kawiarenka, mogąca pomieścić z trudem najwyżej dziesięć osób, o wspaniałym wystroju, przywodzącym na myśl gabinet osobliwych przedmiotów z końca XIX wieku. Pełne książek regały, blaty wykonane z ciemnego drewna, wszędzie porozstawiane świeczki, a kościotrup w skali 1/4 pozdrawia wchodzących. Pod sufitem wisi - wyglądający jak prawdziwy - nietoperz, okna są ozdobione fałdzistymi firanami i takimi samymi zasłonami, na ścianie na wprost wyjścia wisi wielkie lustro w ozdobnych ramach... Niestety, nie wolno tam robić zdjęć. Galeria znajduje się na piętrze i kieruje do niej charyzmatyczny właściciel - mężczyzna w niemożliwym do określenia wieku, wyjątkowo wysoki i szczupły, ubrany na czarno od czubków eleganckich półbutów poprzez wąskie spodnie, koszulę z kamizelką aż po wieńczący głowę czarny kapelusz. Powitał nas w progu pytaniem czy jesteśmy z Francji i prośbą o zdjęcie butów przed wejściem do mieszczącej się na piętrze galerii. Prowadziły do niej dość wąskie i strome, drewniane schody. W samych skarpetkach, czując moc drewna pod stopami, wkroczyłyśmy do sali wystawowej.
Wrażenie osadzenia w teraźniejszości było wręcz namacalne i oszałamiające. Oto jesteśmy tam, na piętrze Gallery Zaroff, w Tokio, po drugiej stronie kuli ziemskiej, podziwiając ekspozycję upamiętniająca ćwierć wieku istnienia stworzonej przez Manę marki... Co ciekawe, powstały dwie lalki na jego wzór - super dollfie oraz pullip. Na oficjalnej stronie internetowej Moi-même-Moitie znalazłam takie oto zdjęcie dollfie:
https://moi-meme-moitie.com/super_dolfie/
Zdjęcia pullip natomiast pochodzą ze sklepu groove:
Mana zabrał nawet swoją pullip na otwarcie wystawy w Gallery Zaroff (zdjęcie z fejsbukowego profilu galerii):
Na piętrze, w galerii czas się na chwilę zatrzymał... I tak bardzo nie miałyśmy ochoty wracać do realnego świata, że postanowiłyśmy posiedzieć jeszcze w kawiarence na dole. Zeszłyśmy po schodach...
Zamówiłyśmy sobie kakao i widziałyśmy, jak właściciel osobiście je przygotowuje na gazowej kuchence, mieszając w białym, emaliowanym rondelku, pomalowanym w czerwone kwiaty. Na wieść, że jesteśmy z jednak z Polski a nie z Francji, wspomniał swój pobyt w stolicy naszego kraju. Był w Warszawie wiele lat temu, za czasów swoich studenckich lat. Kojarzył twórczość Ewy Demarczyk, Andrzeja Wajdy, a nawet zaprezentował nam winylową płytę Obywatela GC, którą przywiózł sobie z tamtego wyjazdu. Przeplatał angielskie słowa japońskimi zwrotami i umiał powiedzieć po polsku 'dziękuję'. Niezwykły, bardzo charyzmatyczny czlowiek.
A kakao było przepyszne. Niemal najlepsze, jakie w życiu piłam (lepsze piłam tylko jakieś dwadzieścia dwa lata temu w Berlinie) Gęste, aksamitne... Za oknami Tokio pogrążało się w mroku, a my - siedząc w przytulnym, oświetlonym ciepłym swiatłem świec i lamp wnętrzu - delektowałyśmy się napojem i upajałyśmy niezwykłością tamtego momentu...
Bardzo zależało mi, żeby wrzucić ten post właśnie dziś, w dniu który zdarza się raz na 4 lata i jest tak samo wyjątkowy, jak tamta zaczarowana sobota, 20 stycznia 2024 roku.
Klimatyczna opowieść
OdpowiedzUsuńNiemalże oniryczna!!!
Dziękuję 😘🥰
UsuńMana w kobiecej odsłonie
OdpowiedzUsuńIntrygujący bez dwoch zdań
(i tylko w tej)
Podejrzewam, że w swej męskiej odsłonie może sobie bezproblemowo chodzić po ulicach, nierozpoznawany przez nikogo😉
UsuńButy obłędalne!!!
OdpowiedzUsuńDobrze, że choć je będę
mogła na własne oczyska
ujrzeć - krztynę Twych
skosnookich bajań 💕💕💕
😘
UsuńZdecydowanie tak! Ujrzysz! ❤️
Dziękuję za dedykację. :) Buty rewelacyjne! Te połyskliwe kwiaty są niesamowite. Wizyta w galerii musiała być magicznym przeżyciem. Co innego widzieć to w internecie, a co innego być tam na żywo i widzieć na własne oczy te wszystkie stroje i rekwizyty. Przypomniało mi się jak swego czasu w stroju gotyckiej lolity poszłam na koncert Plastic Tree. :) Faktycznie Tokio po zmierzchu wygląda jak z innego wymiaru. No i Dadaroma - ale miałyście farta! Stroje Takashiego chętnie widziałabym na Akirze. :) Ja pewnie z takiej wycieczki po Japonii wróciłabym z Taeyangami Acchana i Imaia. :) Buziaki!
OdpowiedzUsuńProszę bardzo 😉😘 Urzekły mnie te buty i po prostu nie mogłam ich nie kupić, musiałam je mieć! Tym bardziej, że cenowo wypadły zupełnie normalnie, poniżej 200 zł w przeliczeniu. Uwielbiam je!
UsuńWłaśnie tak jak piszesz, bycie tam to zupełnie co innego niż oglądanie zdjęć czy filmików. Coś,co możesz dotknąć, posmakować, doświadczyć...To już na zawsze będzie moje, nawet jeśli teraz to wszystko wydaje mi się tylko snem...
Dziękuję, obcowanie z Twoim blogiem to estetyczna i intelektualna uczta
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję i zapraszam częściej 😉
UsuńBardzo się cieszę, że spełniło się Twoje marzenie o podróży do Japonii :) Też mam tę książkę :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, że cieszysz się razem ze mną 💓. Mam nadzieję, że i Tobie się ono spełni! Ooo ale super, że też masz tę książkę! Moja biblia!
UsuńWspaniała opowieść. Czytałam z wielką przyjemnością. :)
OdpowiedzUsuń