Peko-chan

 Peko nie jest typową lalka, raczej plastikową figurką z ruchomymi kończynami. Pierwszy raz w życiu zobaczyłam Peko na parterze sklepu Mandarake w Tokio. Zainteresowały mnie te oblizujące się 'lalko-figurki', ale odstraszyła cena i wielkość. Jednak po powrocie do domu szukałam w internecie informacji na ich temat, bo jakoś tak siedziały mi w głowie te radosne buźki. Okazało się, że Peko to w pewnym sensie 'twarz' kultowych w Japonii mlecznych cukierków, produkowanych od początku lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Ponoć ich smak przypomina Japończykom dzieciństwo. No i oczywiście, jak to ja, zapragnęłam nie tylko samej Peko-chan, ale też cukierków... Koniecznie chciałam spróbować, jak smakują! Udało mi się je bez problemu kupić w jednym ze sklepów internetowych, zajmujących się sprzedażą azjatyckich słodyczy. Zamówiłam przy okazji też żelki, bo oczywiście produkującą mleczne cukierki firma Fujiya z biegiem lat poszerzyła swój asortyment 😉


 Dowiedziałam się z internetu, że właściciel firmy, pan Fujii, w 1910 roku otworzył cukiernię Fujiya, która zasłynęła z wypieku owocowych ciast w stylu brytyjskim, sprzedawanych w okresie Bożego Narodzenia. Zaciekawiona spróbowałam cukierka... i... cóż, o smakach i gustach się nie dyskutuje... Nie mogę powiedzieć, żeby zachwycił mnie ten smak. Są mocno mleczne i stosunkowo mało słodkie, jak na moje standardy. Ale doskonale rozumiem sentymenty z dzieciństwa, przyzwyczajenia do innych smaków itp. I cieszę się, że spróbowałam czegoś nowego.   

   Peko ma też towarzysza - Poko, na którego 'obraz i podobieństwo' również produkowane są lalki. Fascynujące jest to, że aż do ubiegłego roku nie miałam pojęcia o takich lalkach, słodyczach ani o tym, jak bardzo są osadzone w kulturze i powojennej historii Japonii. Przedstawiam zatem Peko-chan! 


 Fascynujące jest to, że torebka Peko wygląda dokładnie jak zawinięty w papierek mleczny cukierek! 







Mojej Peko towarzyszy mniejsza, w pięknym kimonie, oraz jej piesek - należące do mojej córki, która również uległa urokowi tego słodkiego pyszczka.







 
Informację o tym, że cukierek może wyciągać plomby, uważam za bardzo przydatną - jakieś 20 lat temu zdarzyło mi się zjeść cukierka Cadbury, który potem okazał się najdroższym, jakiego zjadłam, kosztował (wtedy) całe 40 zł...
 
Dbajcie o zęby i uważajcie na podstępne cukierki 😉 Spokojnego, dobrego tygodnia Wam życzę! ♥️

Komentarze

  1. OMG właśnie o cadbury myslalam, gdy zaczelam czytac ten post - Mleczny Porywacz Plomb!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mleczny Porywacz Plomb brzmi rewelacyjnie!♥️

      Usuń
  2. Ależ śmiesznoty z tych dziewczątek!!! trochę przywodząi na myśl postac anime Heidi hihihi 🍰🍰🍰

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy torebkowy cukierek jest otwieralny?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbym się uparła, to pewnie tak, ale obawiam się, że zawartość byłaby raczej rozczarowująca 🙈🤣

      Usuń
    2. Zawszeć można zastąpić ją cukierkiem - a tych jak widzę wiele 🍭🍭🍭

      Usuń
  4. Peko jest kultowa, tak jak biegacz Glico. Świetnie prezentują się dwie dziewuszki na śniegu. 😋 W dodatku te filuterne minki są jak zapowiedź jakiejś psoty. Pewnie każdy kraj ma swoje smaki dzieciństwa. U nas mogą to być raczki czy kukułki. Mnie w dzieciństwie plombę wyciągnął mars. Jeśli chodzi o japońskie słodycze, to moimi ulubionymi są angel pie z Morinagi. Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, ja nie miałam pojęcia o jej istnieniu! Wciąż jestem na etapie odkrywania tego kraju, który wciąga i przyciąga, kusi i woła... tylko kasy na razie brak... Masz rację, u nas mogłyby to być kukułki! Aż mi smaku narobiłaś, poszukam jutro. Ja z japońskich słodyczy chyba najbardziej lubię winogronowe żelki i wszystko, w czym jest matcha🙈 A z Morinagi próbowałam tylko kakao, ale to było najpyszniejsze kakao w moim życiu - przygotowane osobiście przez właściciela Zaroff Gallery... Mija właśnie rok od mojej podróży marzeń i znów podwójnie łapie mnie tęsknota za Japonią...
      Ściskam serdecznie!💓

      Usuń
  5. No ba... swego czasu zjadłam najdroższego kabanosa w życiu :D. Cukierki mnie tak jeszcze nie ukrzywdziły, ale ostrzeżenie uważam za bardzo na miejscu ;). Bardzo edukacyjny wpis, a przy tym okraszony zabawnymi pyszczkami Peko-chan. I w końcu wiem, jak się nazywa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ to musiał być wredny kabanos... przykro mi z powodu ząbka 😘 Tak, ja też uważam, że to niezmiernie miłe że strony producenta, że ostrzega. Przynajmniej wiadomo, czego się spodziewać i można się na to przygotować, np. zacząć oszczędzać na dentystę...
      Cieszę się, że wpis przypadł Ci do gustu, nie sądziłam, że wyjdzie taki edukacyjny 🤔 pozdrawiam serdecznie!😘

      Usuń
  6. Nie słyszałam wcześniej o tych słodyczach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak szczerze, to nie masz czego żałować🤫

      Usuń
  7. Mnie się zdarzyło gumą plombę wyciągnąć. Laleczki są cacane, a za cukiereczki podziękuję, choć ładnie opakowane. Z gumami do życia też uważam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, masz rację-gumy również bywają zdradliwe, chociaż nie mają aż takiej przyczepności, jak cukierki...

      Usuń
  8. Wyciągają plomby? Wow! Figurki bardzo fajne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponoć tak, degustowałam zatem bardzo rozważnie 😉 No fajne te Pekosie, mają swój urok🤗

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty